2025 - rok, który układał się w biegu
Są sezony, które zapamiętuje się przez jeden wynik. I są takie, które pamięta się jako ciąg zdarzeń, emocji i decyzji, które logicznie układają się w całość. 2025 był właśnie takim rokiem – bez chaosu, za to z wyraźnym rytmem. Gdybym miał opisać go jednym zdaniem, powiedziałbym bez wahania: chyba najlepszy biegowy rok w moim życiu. Nie dlatego, że każdy start był idealny, ale dlatego, że każdy miał swoje miejsce.
Pierwsza część sezonu – spokojny start i łapanie rytmu
Rok zaczął się bez fajerwerków. Ot, regularne treningi i spokojne budowanie formy. Bez nerwowych ruchów, bez presji, z myślą, że to dopiero początek długiego i pięknego roku. Zaczęło się niewinnie - od symbolicznego Biegu Tropem Wilczym na dystansie 1963 m. Pierwszym poważnym startem był Bieg Leśny w Łękawie. Było bardzo ciepło, zróżnicowany teren, piach, podbiegi ale też i płaskie leśne dukty. Bieg bardziej wytrzymałościowy niż szybki, ale bardzo potrzebny. Świetny test na początek i doskonałe wejście w sezon startowy.
Niedługo później przyszedł Bełchatowski Bieg Nocny – zupełnie inna energia. Światła miasta, chłodniejsze powietrze i specyficzny klimat, który zawsze robi swoje. Taki start, który nie tylko sprawdza formę, ale też daje czystą frajdę z biegania.
Trzecim startem był Białostocki Półmaraton - bieg, który pokochałem od pierwszego startu. Plan jak zwykle - bez presji, bez oczekiwań. Po prostu chęć pobiegnięcia dobrze. Tempo samo się układało, głowa była spokojna, ciało współpracowało. Efekt? 1:59:53 – wynik, który przyszedł dokładnie wtedy, gdy nie był wymuszony. Zejście poniżej 2 godzin w półmaratonie to było dla mnie coś wielkiego.
Pierwszą część sezonu domknął jeszcze Rossmann Run - Bieg Ulicą Piotrkowską w Łodzi. Kolejna z imprez, którą bardzo lubię. Mnóstwo uczestników, super klimat i wielka energia kibiców. Idealne zamknięcie pierwszej części roku.
Druga część sezonu – więcej doświadczenia niż pośpiechu
Po letnim, spokojniejszym okresie, oczywiście również z treningami, przyszedł czas na drugą, mocniejszą część sezonu.
Pierwszym akcentem był Półmaraton Praski – mój powrót na prawą stronę stolicy. Bieg solidny, z nocnym klimatem miasta stołecznego, który dobrze wprowadził w drugą część sezonu. Bez fajerwerków, ale z poczuciem kontroli, stabilizacji i budowy.
Niedługo później był Półmaraton w Łowiczu, no i tu już słodko nie było. Wysoka temperatura, trudne warunki i trasa, która dłużyła się niemiłosiernie. To był najtrudniejszy moment sezonu. Po nim przyszedł pewien kryzys. Pojawiły się nawet pytania, czy to wszystko ma sens. Strasznie czułem się po tym biegu, ale w porę oprzytomniałem, bo na horyzoncie miałem już kolejne starty. Powiem więcej ten "kryzys" okazał się jednak potrzebny. Pozwolił zwolnić, złapać dystans i poukładać głowę przed najważniejszym wyzwaniem roku.
Kolejnym startem był Silesia Half Marathon – bieg, na który bardzo chętnie wróciłem. Sprawdzona trasa, dobra organizacja i śląski klimat. To był start, który dał spokój i potwierdził, że forma jest wystarczająca na to, co miało nadejść.
Ateny – mój maraton marzeń
Tak, najważniejszym punktem 2025 roku był Maraton Ateński. Decyzja o starcie zapadła bardziej sercem niż analizą profilu trasy. Dopiero później przyszła świadomość, jak wymagający to bieg – długie podbiegi, specyfika trasy i ciężar historii. To był maraton trudny. Momentami bardzo. Ale właśnie dlatego jego ukończenie jest dla mnie największym powodem do dumy w tym roku. Większym niż jakakolwiek życiówka. Cały czas czuję ogromną dumę z tego, że ukończyłem ateński bieg. Bo to nie był dla mnie zwykły maraton. To był dowód na to, że jestem w stanie osiągnąć coś, o czym kiedyś mogłem tylko pomarzyć.
Końcówka sezonu
Po Atenach wystartowałem jeszcze w dwóch biegach - 5 km podczas Bełchatowskiej Piętnastki i Biegu świątecznym w Ruścu. Było to świetne zwieńczenie sezonu, który zakończyłem dokładnie tak chciałem zakończyć – spokojnie i z uśmiechem.
Bieganie jako azyl
Podczas tego roku często zadawałem sobie pytanie - czym jest dla mnie bieganie? Najśmieszniejsze jest to, że nie byłem i nie jestem w stanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Bo dla mnie bieganie to coś więcej niż tylko aktywność fizyczna. To moja ostoja, Przez cały sezon bieganie było moją ostoją. Przestrzenią w której mogłem zostawić stres, zmęczenie i codzienny chaos. Były tylko kroki, oddech i bycie tu i teraz. I to wystarczało.
Rodzina – siła, która trwa
Koniec roku to również czas, w którym uświadamiam sobie, jak wiele zawdzięczam moim dziewczynom. Bez nich nie byłoby tych wszystkich biegów - większych lub mniejszych sukcesów. Obecność Agi i Kingi jest stałym i integralnym elementem mojego biegania - zarówno podczas treningów jak i zawodów. Myśl o tym, że są gdzieś na trasie albo czekają na mecie, często pojawiała się w trudniejszych momentach. To ogromna motywacja i coś, co trudno przecenić.
Co dalej?
Nowy rok to z reguły nowe plany, możliwości i perspektywy. Dla mnie ten nowy rok przynosi nowy cel - cel, który zamierzam zrealizować już 12 kwietnia. Będzie to Maraton w Mediolanie. Dlaczego właśnie tam? Podczas wizyty na Expo przed maratonem w Atenach, otrzymałem ulotkę tegoż właśnie biegu i po kilkunastu dniach namysłu, zdecydowałem, że trzeba kuć żelazo póki gorące. Jednak zanim się zapisałem, starannie przejrzałem profil trasy i po krótkiej analizie zdecydowałem, że chcę tam wystartować. Poza tym, nigdy nie byłem w stolicy Lombardii ;) Co jeszcze? Nie mam pojęcia. Mam pewne typy, ale to jeszcze nic pewnego.
Kończąc ten nieco przydługawy wpis, w Nowym Roku życzę wam dużo zdrowia i realizacji wszystkich zamierzonych celów. Nich będzie to dla Was piękny i pozytywny rok!!!
Moja biegowa droga trwa dalej...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz