Falstart
Jeśli czasem zerkacie na mój Instagram, mignęła Wam zapewne moja facjata (która to już z kolei?) ciesząca się z nadejścia Nowego Roku. Miało być biegane, miało być łapanie formy i w ogóle miało być zaje…ście. Właśnie – miało... Gdy wszystko szło jak należy, niespodziewanie, jak grom z jasnego nieba pojawiły się bóle w okolicach lewego biodra. Pomny mych ubiegłych doświadczeń zaprzestałem (myślałem, że na chwilkę) biegania i czym prędzej skonsultowałem temat ze specjalistą. Nie żebym był miętki, ale przyznam szczerze – bóle były dość niepokojące i strach w tyłek zajrzał na serio. Nie wchodząc w szczegóły – bioderko przeciążone, wymagana przerwa no i obowiązkowy serwis. Za mną już kilka sesji, ból póki co nie dokucza i mam ogromną nadzieję, że w końcu będzie dobrze. Powrót na pewno nastąpi, będzie on jednak stopniowy i zgodny z zaleceniami. Póki co, nie zasypiam gruszek w popiele i ile tylko mogę, staram się działać w chałupniczo – ćwiczenia, rozciąganie, spacery itp.
Kiedy tak właśnie człowieka łapie kolejna przeszkoda, do bańki przychodzą rozmaite myśli i przemyślenia. Najważniejsze jest jedno – wrócę, to nie ulega wątpliwości. Nie pierwszy wszak to uraz, pewnie też nie ostatni (tfu, tfu). Mimo przeszkód nic się nie zmienia, a mój cel – biegać i czerpać z tego radość – jest cały czas aktualny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz