Tradycyjnie "dwa w jednym"

Weekendowe, podwójne wpisy staną się chyba moją małą tradycją. Piątek wiadomo - początek weekendu i po treningu zwyczajnie pisać mi się nie chce  :) Niedzielny wieczór jest idealnym momentem by nadrobić blogowe zaległości i wystukać kilka słów o moich ostatnich biegach.
Na pierwszy ogień piątek. Znacznie wcześniej niż mam to w zwyczaju wybrałem sięna bieżnię. Muszę przyznać, że godzina 16:04 to trochę wcześnie (przynajmniej dla mnie) jak na popołudniowy trening. Po krótkiej rozgrzewce rozpocząłem  bieg zasadniczy i muszę przyznać że dość dziwnie się biegło. Owa dziwność wynikała z faktu, iż na  całym obiekcie sportowym było mnóstwo młodzieży, czy to grającej w piłkę czy siedzącej na ławkach. Fajnie, ze takie miejsce żyje. Zupełne przeciwieństwo moich popołudniowo-wieczornych biegów. Przebiegam 5 km w 32 minuty. Czas na przebieżki. Byłem święcie przekonany, że mam do zrobienia pięć sztuk i tyle też zrobiłem. Jakież było moje zdziwienie gdy spojrzałem na plan (oczywiście grubo po fakcie) i było w nim napisane 4 P :)
Niedzielny poranek. Około godziny 8:00 melduję się na bieżni i rozpoczynam rozgrzewkę. Nie dość że mgliście, to jeszcze dość chłodno. W tym miejscu kłania się powiedzenie "zawsze słuchaj żony". To własnie moja małżonka zasugerowała bym wziął ze sobą komin bo może być chłodno. I było, oj było. Dziękuję Aga :* Punktualnie o 8:22 ruszam na podbój 12 kilometrów. Biegnę dość spokojnie i co ważne równo. Średnie tempo 6:06 min/km. Jest dobrze! 12 kilometrów przebiegam w 1:14:01 a "dyszkę" w 1:00:45. Kurcze, może będę w stanie w Łodzi zejść poniżej godziny? Ale by było fajnie :) Nie ma co się jednak podpalać. Grunt to się dobrze przygotować. 
Łącznie przebiegłem już ponad 807 km. Dziś zatem zaliczyłem 800 km, a luty zakończyłem z przebiegiem 103 km.



Sektor rozgrzewkowy :)



Rzut oka na pobliski, lekko zamglony las :)




Małe podsumowanie niedzielnego biegu :)

1 komentarz:

Copyright © 2014 Seba Biega , Blogger