Bieg Trzech Króli czyli piąteczka w Łodzi



Łódzki Bieg Trzech Króli znajdował się w obszarze moich zainteresowań od dawna. Niestety jakoś tak się nigdy się nie udało planu zrealizować i dotrzeć na początku stycznia do Manufaktury. Aż do teraz.

Przyznam szczerze – lubię biegać w Łodzi. Mam z tym miastem pozytywne biegowe wspomnienia, wszak to tutaj pobiegłem po raz pierwszy w zorganizowanym biegu podczas ALE 10K Run w 2014 roku. Dwukrotnie pobiegłem ulicą Piotrkowską. Należało zatem uzupełnić łódzką kolekcję biegów o  Bieg Trzech Króli.

Do miasta Włókniarzy naturalnie udaję się w towarzystwie moich najwierniejszych kibicek. Niecałe dwie godziny przed startem docieramy do Manufaktury gdzie mimo wolnego dnia, widać spory ruch. Swe kroki kieruję do biura zawodów po odbiór pakietu. Wszystko przebiega szybko i sprawnie - to na biegach w łodzi jest już chyba regułą. Kilkadziesiąt minut przed planowanym startem wbijam się w biegowy uniform i śmigam na rozgrzewkę. Tłum biegaczy na rynku Manufaktury gęstniał z każdą chwilą. Wszyscy z niecierpliwością czekali na sygnał do startu. W końcu, około godziny 17:00 nadeszła wiekopomna chwila – blisko 3000 biegaczy ruszyło na łódzkie ulice by wspólnie oddać się swej biegowej pasji. 

Początek biegu prowadził od Manufaktury do ulicy Ogrodowej, następnie ulicą Zachodnią i Kościuszki. Krótki odcinek ulicą Zamenhoffa i wbiegamy w ulicę Piotrkowską. Tam to dopiero był klimat! Pięknie, świątecznie oświetlona główna ulica Łodzi robiła niesamowicie magiczne wrażenie. Myślę, że nie będzie to na wyrost jeśli napiszę że był to najpiękniejszy odcinek trasy jaki kiedykolwiek miałem okazję przebiec. Bajka! Z Pietryny wbijamy na Plac Wolności, Nowomiejską i już praktycznie finisz. Jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów, skręt w Ogrodową i wbiegamy na teren Manufaktury. Kilka kroków i finito – meta! Fajnie poszło, kolejny bieg zaliczony, no i co najważniejsze – biegowy rok 2020 został otwarty. Na szyi mej ląduje medal – w opinii wielu, w tym także mojej, bardzo ładny. Niestety, to już koniec, pora wracać do domu. Jeszcze tylko tradycyjnie pamiątkowe foto i już.

Co do samego biegu – fajnie, spokojnie i bez spiny. Cały czas swoje, równe tempo, bez niepotrzebnego rwania czy ciśnienia. Busola pokazała czas 27:00, oficjalny wynik z kolei był o 3 sekundy lepszy. No i fajnie! 

Bieg Trzech Króli najpewniej zagości w moim kalendarzu biegowym na długo. Fajny dystans, super organizacja no i ten niesamowity klimat ulicy Piotrkowskiej sprawiają, że na ten bieg po prostu chce się wrócić. Do zobaczenia za rok (no chyba że wcześniej na DOZ Maratonie lub na Biegu Ulicą Piotrkowską).


1 komentarz:

Copyright © 2014 Seba Biega , Blogger