Znów na ZaDyszce



Już po raz trzeci miałem okazję stanąć na starcie Gminnej ZaDyszki - biegu organizowanego w Kurnosie Drugim koło Bełchatowa. Dwie poprzednie edycje wspominam nad wyraz fajnie i nie ukrywam, że z takimi nadziejami ruszałem na ZaDyszkę nr 3. Czy tak było?

Mój udział w biegu ważył się dość długo z racji obowiązków zawodowych. Istniało spore prawdopodobieństwo, że  w tegorocznym nie wystartuję, gdyż tego właśnie dnia będę musiał najzwyczajniej w świecie w pracy. Koniec końców okazało się że 8 dzień maja będę miał wolny, więc nie było przeszkód aby wystartować.

Niedzielnego poranka śmigam do biura zawodów aby się zapisać. Mimo, iż byłem dość wcześnie, liczba zapisujących się trochę mnie zaskoczyła. Tłoczno może nie było, ale osób sporo i owszem. Dopełniwszy formalności (i zapisaniu rzecz jasna córci na Bieg Krasnala) wracam po moje najwierniejsze kibicki i już w trójkę śmigamy chłonąć atmosferę tej imprezy.

Po dotarciu na miejsce zaskoczyła mnie in plus liczba osób. Poza tym mnóstwo dzieciaków i znajomych. Odnoszę wrażenie, że tegoroczna ZaDyszka była chyba najliczniejszą ze wszystkich. To świadczy nie tylko o wciąż rosnącej popularności biegania, ale i coraz większej renomie gminnego biegu. Warto też w tym miejscu wspomnieć o inicjatywie charytatywnej. Dochód z biegu był przeznaczony na leczenie i rehabilitację 5-letniego mieszkańca Kurnosa - Szymonka Grzywińskiego.

Około godziny 12:00 ruszają krasnale a wśród nich także i moja Kinga, dla której był to podobnie jak i dla mnie trzeci start w Kurnosie. Na linii startu mnóstwo radosnych dzieciaków z niecierpliwością czekających na start. W tym roku, nie wiedzieć czemu, wszystkie dzieci biegły wspólnie. W poprzednich edycjach najpierw ruszały dziewczynki a po nich chłopcy. Teraz, mimo próśb rodziców aby pozostać przy dotychczasowej formule zdecydowano inaczej, co było moim zdaniem przyczynkiem do sporego chaosu na mecie. Najważniejsze jednak, że każdy krasnal otrzymał pamiątkowy medal i zestaw smakołyków :) Moja Kinga dzielnie sama przebiegła cały dystans a uśmiech nie schodził z jej buzi. Cudowne to uczucie widzieć szczęśliwe dziecko.

Po krasnalach przyszedł czas na seniorów. Przede mną niewiele ponad 10 km, trzy okrążenia prowadzące ulicami Kurnosa, zarówno Drugiego jak i Pierwszego. Nie nastawiałem się na jakiś super bieg, czy bicie rekordu życiowego. Zależało mi przede wszystkim na dobiegnięciu do mety. Jako, że w ostatnim czasie straciłem trochę kilogramów, liczyłem że nie powinno być źle. Faktycznie nie było, jednak tym razem wyszedł brak wybiegania, ale takiego ulicznego. Bieżnia na siłowni choćby i najlepsza nie zastąpi dróg i biegania na zewnątrz.


Od początku biegu ruszyłem spokojnie, dzielnie trzymając się tylnej części biegu :) Spokojnie ale równo, jednym słowem taki biegowy maruda, w myśl zasady "Czerp radość". Momentami o tę radość było dość ciężko a to z racji wiejącego od przodu wiatru. Takie dodatkowe obciążenie na pewno nie pomaga, a już na pewno nie mnie :) Mimo wszystko te trzy kółka poszły fajnie a co najważniejsze cel zrealizowałem. Ukończyłem bieg z czasem 1:07:47 co dało mi 149 miejsce (na 162 biegaczy). 

Na mecie czekał medal i cała moja familia, która tradycyjnie przyjechała kibicować do Kurnosa. Jeszcze tylko porcja makaronu z twarogiem i III Gminna Zadyszka przechodzi do historii. Było jak zwykle świetnie i mam nadzieję, że widzimy się za rok!


1 komentarz:

  1. Ah.. jak żałowałam, że nie mogłam być na tym biegu! Ale coś kosztem czegoś :D

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Seba Biega , Blogger