II Gminna zaDyszka

Co prawda od mojego pierwszego w tym roku startu minęło już kilka dni, pozwólcie że podzielę się z Wami moimi wrażeniami z drugiej edycji Gminnej zaDyszki, która odbyła się 9 maja. Z racji obowiązków zawodowych nie byłem pewien, czy uda mi się w biegu wystartować, ale koniec końców tak się szczęśliwie złożyło że stanąłem na starcie i mogłem pierwszy raz w tym roku poczuć emocje związane z oficjalnym startem.

Po sukcesie pierwszej edycji spodziewałem się ze i w tym roku impreza będzie dobrze zorganizowana i tak też było. Weryfikacja i odbiór pakietu startowego przebiegły szybko, łatwo i przyjemnie. Fajna, słoneczna pogoda, sporo znajomych twarzy. Ogólnie atmosfera rodzinnego pikniku biegowego. Dla mnie spoko!

Na początek bieg krasnali. Wspólnie z Kingusią idziemy na linię startu. Córa bez stresu, przed startem spokojnie wita się ze stojącymi przy niej dziećmi. Kulturka przede wszystkim :) Do biegu, gotowi.... start! Najpierw ruszają  dziewczynki. Moja latorośl biegnie do mety z uśmiechem na twarzy, co rusz oglądając się za tatą. Cały dystans pokonuje sama i jestem pewien że pobiła życiówkę z zeszłego roku :) Na mecie oczywiście medal i wór kolorowych chrupek.


Kingusię przejmuje mama, a ja śmigam na rozgrzewkę. Kilka ćwiczeń, troszkę truchtu i pora udać się na linię startu. Słuchawki na uszy, muzyczka start i oczekiwanie na początek biegu. Założenia proste - biec równym tempem, nie szarpać i mieć frajdę. W końcu startujemy! Ja bez spinki, spokojnie na końcu stawki. Mam świadomość, że jak zacznę zbyt mocno to mnie odetnie i na sto procent biegu nie ukończę. Staram się więc biec spokojnie i równo. Przede mną trzy pętelki po 3400 m każda. Pierwsze kółko poszło jakoś tak... dziwnie. Jako że na co dzień biegam na bieżni, musiałem przyzwyczaić się do innego podłoża, które mimo że asfaltowe, miało mocno nierówne fragmenty. Drugie kółko poszło już lepiej a na trzecim w okolicach 8 km lekki kryzys. Chciałoby się powiedzieć - jak zwykle. Była to już końcówka, więc zebrałem wszystkie posiadane jeszcze pokłady energii i ruszyłem nieco żwawszym krokiem, Długa prosta, lekki łuk i w zasięgu wzroku pojawia się meta. To już naprawdę koniec! Uradowany, aczkolwiek zmęczony mijam linię mety a na mej szyi ląduje pierwszy tegoroczny medal i ogarnęło mnie to wspaniałe poczucie satysfakcji z ukończonego biegu.


II edycja Gminnej zaDyszki przechodzi do historii. Fajnie, że po pierwszej edycji nastąpił ciąg dalszy. Mam nadzieję, że impreza na stałe wpisze się w kalendarz biegowy mojego regionu. Atmosfera rodzinnego pikniku niewątpliwe sprzyja. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Seba Biega , Blogger