Bieg (mocno) rekreacyjny

Na ten dzień czekałem ponad rok. W zeszłym roku właśnie, nosiłem się z zamiarem wzięcia udziału w imprezie organizowanej przez bełchatowski Klub Biegaczy Spartakus. Wtedy jednak sprawy rodzinne wzięły górę i na swój udział w biegu rekreacyjnym musiałem czekać do 2014 roku. Dokładnie do 29 czerwca 2014.
Niedzielnego poranka, kilka minut po godzinie ósmej melduję się w biurze zawodów. Jestem chyba jednym z pierwszych biegaczy o czym świadczyć może mój numer startowy (3). Ta wczesna wizyta wynikała też z faktu zapisu mojej córeczki na bieg krasnala, który startował już o godzinie 9:00. W biurze wszystko idzie sprawnie, gładko i sympatycznie. Brawo! Odbieram pakiet i śmigam po moje dziewczyny. Już we trójkę jedziemy na miejsce zawodów. Tam już mnóstwo maluchów i atmosfera prawdziwego rodzinnego pikniku. Przyjeżdżają też moi rodzice, by nie tylko duchem ale i ciałem wspomagać swoją wnusię w drugim biegowym starcie :)  Kinga niemal od razu przystąpiła do rozgrzewki, przez co i ja musiałem nieco wcześniej aniżeli zakładałem zacząć się ruszać :) Kilka chwil po godzinie dziewiątej cykl biegów krasnali. Najmłodsi, a więc i my startują jako pierwsi. Kinia wręcz rwała się do biegu, nie czekając na sygnał startowy. Niecierpliwa jest chyba po... mamusi :) Przed samym startem piona z prezesem K.B. Spartakus i ruszamy! Tu muszę się pochwalić, ponieważ moja córcia znaczną część dystansu pokonała samodzielnie (bez trzymania taty za rękę). Dobiegamy do mety, tam oczywiście medal i rodzina pękająca z dumy. Kilka chwil po zakończeniu wszystkich biegów krasnali, miła niespodzianka. Każdy uczestnik otrzymuje opatrzony imieniem i nazwiskiem dyplom oraz pakę kukurydzianych chrupek. Świetna sprawa. Kolejny raz wielkie brawa!
Czas do biegu głównego leci bardzo szybko i nim się obejrzałem, w biegowym uniformie oczekiwałem na start. Organizatorzy przygotowali dla uczestników wspólną rozgrzewkę. Nawet trochę próbowałem, ale chyba to nie dla mnie :) Bieg odbywa się na dwóch dystansach 5 i 10 km. Jest też marsz nordic walking na 5 km. Ja zdecydowałem się na 10 km, no bo jakże by inaczej :) Przed startem ucinam sobie jeszcze miłą pogawędkę z koleżanką z Keep Dreams Close (pozdrowienia!) i udzielam krótkiego wywiadu telewizyjnego. Czas już udać się na linię startu. Chwilę po godzinie 11:00 wielkie odliczanie i ruszamy. Pierwsze kilkaset metrów biegnę w towarzystwie znajomego. Rozmawiamy, dzielimy się spostrzeżeniami, ot biegowa sielanka. Po chwili Andrzej się urywa a ja biegnę swoim, spokojnym tempem. Żarty się kończą, bowiem ogromna duchota sprawia, że biegnie się dość ciężko i momentami nie ma czym oddychać. Ciężko było mi się też przyzwyczaić do leśnych ścieżek, wszak na co dzień biegam po bieżni i od czasu do czasu po mieście. Ten bieg był wybitnie terenowy! W jednym momencie biegniesz po w miarę twardej i ubitej nawierzchni, by po chwili zakopywać się w piasku. Spodziewałem się, że może być ciężko i faktycznie tak było. Ale jako że był to bieg rekreacyjny, postanowiłem sobie, że tak też do niego podejdę. Cel - ukończyć! Ukończyć choćby nie wiem co. Jak nie miałem siły to przechodziłem do marszu, tudzież do bardzo wolnego truchtu. Jasne, nie mogłem liczyć na jakiś super czas, ale w tym biegu nie to się dla mnie liczyło. Liczyło się tylko jego ukończenie, przezwyciężenie swoich słabości i przekroczenie linii mety. Jeśli już wywołałem słabości, to muszę wspomnieć o podbiegu między 2 i 3 oraz 7 i 8 kilometrem. Skubaniec dość znaczny był i nie było bata bym w biegu go zdobył. Nie w takich warunkach. Już samo podejście na niego było dla mnie sporym wyzwaniem, a gdzie dopiero jego przebiegnięcie. Pierwsza piątka szła mi dość topornie, chyba z racji innego niż zwykle podłoża. Na drugiej czułem się znacznie lepiej, ale to chyba wynikało już z luźniejszego podejścia. Przed samą metą czeka na mnie Kingusia i znów, podobnie jak w Kurnosie, wspólnie pokonujemy linię mety. Bieg kończę z czasem 1:09:47, potwornie wyczerpany ale szczęśliwy. Ten moment, kiedy na  szyi zawieszany jest medal jest wyjątkowy, szczególny i taki ... nawet nie wiem, jak mam go opisać :) 
Bełchatowski Bieg Rekreacyjny przeszedł do historii, ale muszę jeszcze wspomnieć o wyjątkowej atmosferze tej imprezy. Nie jestem wytrawnym, zaprawionym w ogromnej ilości imprez biegaczem, ale jedno wiem na pewno, wszystko było tak jak należy. Bieg, oprawa, klimat, wszystko. Super Bieg Krasnala - tak należy propagować ruch wśród dzieci i młodzieży! Mimo, iż był to mój najcięższy bieg w dotychczasowej biegowej przygodzie, to jestem mega szczęśliwy, że mogłem wziąć w nim udział i go ukończyć. Brawo Spartakusi! Oby tak dalej!







P.S. Po dekoracjach odbyło się losowanie nagród. Nawet udało mi się wygrać ciekawy zestaw. Co w nim było? Niech to zostanie moją słodką tajemnicą :) Powiem tylko tyle, że małżonka była bardzo szczęśliwa :)
P. S. 2 Łącznie przebiegłem już ponad 1155 km :)

4 komentarze:

  1. Fajnie było Cię spotkać : ) Górka i pogoda dały trochę popalić, ale generalnie bieg na plus!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie również było bardzo miło :) Fajne są takie spotkania. Górka w istocie dała się we znaki strasznie, ale daliśmy radę! Grunt to się nie poddać :)

      Usuń
  2. Chyba wiem co wylosowałeś :-) Dziękujemy za obecność i zapraszamy za rok.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Seba Biega , Blogger