Wracam do biegowej rzeczywistości (ale nie szarej)

Od mojego debiutu minęło 11 dni a na blogu cisza totalna i głusza. Czas więc nadrobić nieco zaległości i wpisać kolejne biegowe wspomnienia.
Łódzki bieg przeszedł do historii i nie ma co już oglądać się za siebie. Ale zanim przyjdzie czas na kolejne wyzwania, czas na spokojne biegi bez zobowiązań. W środę 16 kwietnia ruszyłem na Przytorze z zamiarem przebiegnięcia 5 lajtowych kilometrów. Cel zrealizowałem i to jest pozytyw :). Negatywnie niestety też było. Oto bowiem  pod koniec biegu, moja prawa łydka znów dała o sobie znać. Cóż było robić, po treningu domowe krio i  rozmaite smarowidła. Do tego zarządziłem sobie tygodniową przerwę na regenerację. W tak zwanym międzyczasie nastała Wielkanoc... Przez oba świąteczne dni kusiło mnie jak diabli aby wyjść i polatać. Zdrowy rozsądek (w tej roli moja żona :)) stwierdził aby jednak poświęcić ten świąteczny czas na regenerację i trochę od biegania odpocząć. 
Po świętach nie było już zmiłuj i wtorkowego wieczora znów stałem na ciemnopomarańczowej nawierzchni bieżni na Przytorzu. Wolno, powoli wręcz ociężale - tak można opisać mój wtorkowy bieg. Wystarczył tydzień wolnego, do tego doszły święta a ja czułem się jakbym biegł po raz pierwszy w życiu. Tak, to była masakra. Łącznie przebiegłem 6 km ale o pierwszych czterech kilometrach chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Już po 2 kilometrach miałem ochotę po prostu skończyć i jechać do domu. Serio, jeden z gorszych moich biegów. Walczyłem sam ze sobą.Walczyłem mocno by się nie poddać i wygrałem. Ufff było ciężko. Łydka trochę dawała się we znaki, ale już nie jak ubiegłej środy. Na szczęście.
Na obecny tydzień zaplanowałem dwa biegi - dziś i w niedzielę. Dziś planuję przebiec ok 5 km. Co do niedzieli to nad kilometrażem jeszcze się zastanawiam. 
Od 5 maja zamierzam rozpocząć 18-tygodniowy plan przygotowań do półmartonu. Strasznie najarany jestem na bydgoski Rock`n`Run i to w nim na tę chwilę chciałbym zadebiutować jako półmaratończk. Jak będzie, czas pokaże.
Łącznie przebiegłem ponad 955 km. 

2 komentarze:

  1. Podążanie za planem ma sens, wiadomo co robić, a przy bieganiu to dodatkowa motywacja do działania jak robimy coś krok po kroku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak! Plan to rewelacyjny motywator i drogowskaz w jednym :)

      Usuń

Copyright © 2014 Seba Biega , Blogger