Niedzielny jubileusz (15/12/2013)

101 wpis na blogu! Oznacza to, że dziś odbyłem swój bieg numer 100. Ten wyjątkowy trening należało godnie uczcić. Po czwartkowym treningu pisałem, iż zamierzam przebiec ok. 12-13 km i z takim też zamiarem ruszyłem na Przytorze. Byłem ciekaw, jak zareaguje organizm i czy w ogóle dam radę. Rozpocząłem dziesięć minut po godzinie 9. Ruszyłem spokojnie gdyż miałem świadomość dość sporego dystansu jaki na mnie czekał. Myślałem, że dzisiejszy bieg będzie spokojny, bezstresowy i w ogóle taki och i ach. Za dobrze by było. Po około 500 metrach usłyszałem "GPS signal lost". Już wiedziałem że będzie masakra. Koszmar ubiegłej niedzieli powrócił. Nienawidzę tego komunikatu, bowiem zamiast skupić się na bieganiu głowę zaprząta tylko jedna myśl "kiedy znów się ta cholera zerwie?". Pierwszy kilometr wg. Mundka pokonuję w 7:24 - średnio, ale co robić pełznę dalej. O dziwo drugi kilometr bez problemów - 6:18. Myślę sobie - jest ok, sygnał się nie gubi, można cisnąć. Jak bardzo się myliłem... Trzeci i czwarty kilometr Mundek oblicza mi na 7:50 i 7:37. Piąty kilometr niewiele lepiej 7:04. Co chwila słyszę komunikaty o zagubieniu sygnału. Szału idzie dostać, ale trwam, biegnę. Niebiosa zaczęły sprzyjać bowiem szósty kilometr biegnę na 6:01 a siódemkę zaliczam w 5:48. Nareszcie - pomyślałem, problemy się skończyły (naiwność!). Kolejne kilometry w 6:45 i 7:00 - sygnał znów się chować zaczął. Skubaniec schował się na tyle skutecznie podczas 10 kilometra praktycznie biegłem non stop bez lokalizacji. Wtedy też przelała się czara goryczy. Postanowiłem, że pryskam z bieżni i uderzam w teren. Nie po to biegnę, aby mi jakaś maszyna psuła trening. Wyleciałem z bieżni truchtałem przed siebie. Chwile potem dostaję informację o dziesiątym kilometrze - 12:01. To już była jakaś kpina! Dobrze że się zawinąłem z bieżni, bo kto wie, ile bym musiał jeszcze kółeczek nastukać by zaliczyć 10 km. Pobiegłem sobie przy drodze na Zamoście i z powrotem, przeleciałem wzdłuż Przytorza, potem całą ulicę Paderewskiego i w kierunku bieżni gdzie bieg zakończyłem. 11 km w czasie 6:42 (też sygnał na chwilę wypadł), 12 km - 6:34 i 13 km - 6:20. Mundek obliczył że przebiegłem 13 km i 280 m. Moim zdaniem spokojnie przebiegłem ok. 15 km ale już niech tam będzie. Odnotować należy to co zapisane zostało. W przyszłym tygodniu sobie odbiję. Zamierzam przebiec już w terenie ok 16 - 18 km - oczywiście w ramach niedzielnego spokojnego wybiegania. Oby bez problemów z sygnałem. Dziś spaliłem 1727 kalorii, a moje średnie tempo wyniosło aż 7:11 (mhm, na pewno :)). Jutro wolne a we wtorek kolejny bieg. Nie wiem tylko czy jest sens na bieżnię wracać. Zobaczymy.
Obiecałem małe podsumowanie moich biegów. Oto małe zestawienie moich dokonań podczas 100 biegów:

Pierwszy bieg: 9/04/2013 - przebiegłem 3 km i 360 m.

Najdłuższy bieg: 15/12/2013 - 13 km i 280 m (powinno być trochę więcej ale problemy techniczne :))

Najdłuższa przerwa: Cały sierpień - przerwa spowodowana urazem łydki.

Najciekawsza przygoda: Bliskie spotkanie z pewnym psiakiem na bieżni. 1:0 dla zwierzaka :)

Najfajniejszy bieg: 8/06/2013 - poranny bieg po plaży w Dźwirzynie - 6 km i 130 m na bosaka :)

Najtrudniejszy bieg: Mój pierwszy - słaba kondycja :)

Najbliższe plany: Biegać, biegać i jeszcze raz biegać. No i start podczas Łodzkiego Maratonu na 10km.

Łączna pokonana odległość: 568 km i 170 m.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Seba Biega , Blogger