Środa 6/11/2013
Kolejny bieg planu zaliczony. Po wczorajszych 35 minutach i trzech seriach sprawności miałem pewne obawy odnośnie zachowania organizmu. Cały czas miałem w pamięci niedawne przeziębienie. Mogło być naprawdę ciężko, tym bardziej, że cały mój bieg odbywał się w deszczu. Przyznam szczerze, lubię biegać gdy delikatnie pada, ale dzisiejsze opady nie wyglądały zachęcająco. Do tego dochodził porywisty wiatr. Przez pół okrążenia biegłem pod wiatr, drugą część z wiatrem. Dziwnie i ciężko jak diabli, ale nie ma co się rozczulać, trzeba było biec. Tempo narzuciłem sobie dość szybkie, pierwszy kilometr w czasie 5:24. Czuję się dobrze, staram się utrzymać tempo. Drugi kilometr przebiegam w 5:38. Wciąż żadnego bólu, oddech równy i przede mną kolejny kilometr i niestety coraz większy deszcz. Wiatr nie chce za nic się uspokoić. Trzeci kilometr to czas 5:47. Myślę sobie "kurde chłopie po co tak pędzisz?" Tylko cały czas miałem nieodparte wrażenie, że ślimaczę się mocno. Czwarty kilometr już spokojniej 6:04. Tu dotarło do mnie, że mogę zrobić "życiówkę" na 5 km. Zdrowy rozsądek znów jednak wziął górę i postanowiłem biec spokojnie, bez napinki. Piąty kilometr przebiegam w czasie 6:01 i osiągam czas 28:54. Niechcący przebiegłem dziś najszybciej 5 km odkąd tylko zacząłem biegać. Co więcej, nie mam żadnych dolegliwości typu łydka, kolano czy stopa. Świetne uczucie. Po przebiegnięciu 5 km miałem jeszcze trochę czasu, by osiągnąć 6 km. Prawie się udało, zabrakło zaledwie 30 metrów. Przebiegając 5 km i 970 m w średnim tempie 5:52 min/km, spaliłem 792 kcal.
Teraz regeneracja, dzień wolny a w piątek 25 minut :)
Łącznie przebiegłem: 445 km i 910 m.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz