O motywacji słów kilka

Teraz albo nigdy! Tak właśnie powiedziałem sobie na początku roku, kiedy po raz kolejny zdecydowałem się podejść do próby pozbycia się nadprogramowych kilogramów. Gdzieś w mej głowie wykiełkowała myśl, że albo teraz pozbędę się tego co niepotrzebne, albo raz na zawsze dam sobie spokój i nie będę zawracał sobie głowy "pierdołami" związanymi z wagą, wyglądem, kondycją itp. Nie chcę jednak poddać się bez walki, dlatego podjąłem rękawicę i chwyciłem byka za rogi.

Dlaczego teraz? Dlaczego nie udało mi się wcześniej i skąd pewność że teraz się uda? Przede wszystkim dlatego, o czym już pewnie pisałem, że jestem bardzo zdeterminowany. Dlatego, że kilka lat temu dokonałem rzeczy wydawać by się mogło niemożliwej - sam z siebie rzuciłem po 10 latach palenie. Wreszcie dlatego, że chyba w końcu wiem jak mam to zrobić i wiem gdzie wcześniej popełniałem błędy.

Pisałem już, że zmieniłem nawyki żywieniowe (swoją drogą nienawidzę słowa dieta), znów regularnie biegam, dołożyłem również zajęcia w siłowni. Taka mieszanka może przynieść tylko zadowalający efekt. Zresztą już przynosi, bowiem waga sukcesywnie pokazuje coraz to mniejsze wartości. Myślę, że ogromną rolę w tym moim całym procesie odgrywa motywacja. Jestem szalenie nakręcony na osiągnięcie zamierzonego celu i temu się podporządkowuję. Oczywiście, wszystko wymaga sporej samodyscypliny i zaangażowania a nie zapominajmy o codziennych obowiązkach domowych :)

Najważniejsze, by mieć wyznaczony cel, do którego będziemy dążyć. Musi on być wykuty w naszej świadomości tak, byśmy zawsze o nim wiedzieli i pamiętali. To właśnie cel i satysfakcja po jego osiągnięciu powinny nas motywować by sukcesywnie pracować i zmniejszać dystans do szczęśliwego finiszu. Taką pracę można porównać do wejścia na dowolną górę. Zaczynamy podnieceni czekającym nas wyzwaniem, cieszymy się rozpoczynając wędrówkę. Po jakimś czasie dopada nas zniechęcenie, zmęczenie czy nawet złość i rezygnacja. Mamy wątpliwości czy dalsza wspinaczka ma sens, ale nie rezygnujemy i ciśniemy dalej. Po wejściu na szczyt kiedy stoimy na wierzchołku tak trudno zdobytej góry i podziwiamy przepiękne widoki, duma nas rozpiera. Wprost chce się żyć. Z uśmiechem na ustach schodzimy w dół i dalej żyjemy swoim życiem.

Powyższy przykład to taka dość infantylna ilustracja bitwy nie tylko z nadwagą ale również z rozmaitymi codziennymi słabościami. Myślę, że każdy choć raz musiał zmierzyć się z podobną jak ta powyżej wspinaczką. Czasami na przeszkodzie stają jakieś demony przeszłości, niewiedza czy brak motywacji  i samozaparcia. W takich momentach najlepiej jest pomyśleć o satysfakcji jaka czeka na nas końcu drogi. Powodzenia!



2 komentarze:

  1. Codzienne małe słabości są OK. Dodają kolorów w smętnym zimowym żywocie biegacza. Nie popadajmy w skrajności Seba :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na drodze do osiągnięcia celu zawsze pojawiają się jakieś przeszkody, najważniejsze jest się nie zniechęcać :) Ja zawsze wyobrażam sobie efekt który uda mi się osiągnąć i to bardzo mnie motywuje. Warto sobie robić takie wizualizację - to bardzo pomaga :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Seba Biega , Blogger