Sierpniowe fatum? Nieważne! Biegnę dalej!!!

Miesiąc i jeden dzień - tyle niestety trwał mój kolejny rozbrat z bieganiem. Powód? Prozaiczny. Kontuzja. Tak, kolejna kontuzja. Czyżby sierpniowe fatum? Wszak  rok wcześniej z biegania w drugim wakacyjnym miesiącu wyeliminowała mnie kontuzja łydki. Tym razem przytrafiło się naderwanie więzadeł stawu skokowego. Co ciekawe, kontuzji nie nabawiłem się podczs biegania lecz podczas... spaceru! Zrobiłem raptem 3 treningi (niewiele ponad 21 km) i bum, znów Pani kontuzja. Na początku myślałem, że maksymalnie tydzień, dwa i wracam do biegania. Niestety, w grę wchodziła dłuższa przerwa. Na szczęscie dziś wróciłem do biegowego życia! Dziś znów stanąłem na bieżni i znów zaznałem radości biegania. Może nie takiej na 100%, ale zawsze coś. W tym miejscu ogromne słowa podziękowania dla Witka Klocka - fizjoterapeuty, który prowadził moją rehabilitację :) Wczoraj z ogromną ekscytacja przygotowałem sobie ciuchy na poranne bieganie. Spodnie, koszulka, buty - wszystko czekało na poniedziałkowy brzask. Budzik dzwoni o 5:00, ciężko ale jednak, udaje mi się wstać - krótkie szykowanie i śmigam na Przytorze, na moją ulubioną bieżnię. Od razu postanawiam sobie, że nie będę się forsował. Najważniejsze to dobrze wrócić, zwłaszcza po  urazie. Plan był prosty - biec delikatnym i spokojnym tempem. Na pierwszy raz zakładałem ok. 20 minut spokojnego truchtu. Po 23 minutach i 49 sekundach zakończyłem pierwszy po miesięcznej przerwie trening. Było bosko!!! Przebiegłem dziś zaledwie 3 km i 280 metrów, ale uwierzcie - były to wspaniałe 3 km, otwierające, mam nadzieję, kolejny etap mojej biegowej przygody. Jak już wsześniej pisałem w poście poniżej- nie oglądam się za siebie! Idę do przodu! Trzeba nadrobić zaległości, trzeba postawić sobie nowe cele i nowe wyzwania. Pierwszym jest przede wszystkim powrót do formy, która przez ostatni miesiąc zapewne trochę zanikła. Kolejny cel to włączenie innych aktywności fizycznych - rower, pływanie a może coś innego? No i cel chyba najważniejszy - dieta. Jako że w wakacje człowiek trochę sobie pozwolił, trzeba wrócić na właściwe tory. Szczerze? Wrócę na te tory z ogromną radością :) Dobra, dość gadania pisania, pora brać się do pracy :)
Łącznie przebiegłem: 1236 km.

P.S. Obiecuję zwiększyć nieco aktywność blogową, albowiem nie godzi się tak rzadko pisać na własnej stronie. Planuję również nieco poszerzyć asortyment postów. Czy będzie lepiej? Myślę że tak. Sami zresztą ocenicie :)

2 komentarze:

  1. Może odczuwasz chwilowy brak kondycji, ale gwarantuje Ci, że wkrótce zdziwisz się jak szybko człowiek wraca do formy. Mięśnie maja dłuższą pamięć niż głowa.
    Powodzenia
    Tylko się nie przetrenuj.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też zaczynam biegać:) Życzę wytrwałości i coraz lepszej kondycji. Ja oprócz biegów ćwiczę jeszcze w domu z lionfintess.pl

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Seba Biega , Blogger